Travellerspoint Blogi z podróży

Blue Mountains

Hmm... wylot z Alice Springs nalezal chyba do 'najciekawszych' w moim zyciu. Zaczelo sie od tego, ze przez okna lotniska zauwazylam jak silny wiatr wieje na zewnatrz. Tumany piasku unosily sie nad wszystkim wokol i widocznosc praktycznie zadna. Za chwile zaczely wyc syreny alarmowe, a ludzie wchodzac z zewnatrz, z samolotu, ktory akurat wyladowal, mieli problem z chodzeniem, tak silnie wialo. Weszlam do sklepiku obejrzec pamiatki ale sprzedawczyni powiedziala mi, ze musze go opuscic bo wlasnie ewakuuja lotnisko. Pozamykali sklepy, kawiarnie i kazali wszystkim wyjsc na zewnatrz. Nie wygladalo to ciekawie. Jeden patrzyl na drugiego co tez bedzie sie dzialo dalej...? Na szczescie po kilkunastu minutach uciszyl sie wiatr i wszystko zaczelo wracac do normalnosci. Pozwolili nam wejsc na teren lotniska:) Ponownie jednak trzeba bylo przejsc przez bramki bezpieczenstwa. W kolejce rozmawialam z Aborygenka wracajaca od meza pracujacego w Alice S. i mowila, ze w czasie tej 'burzy piaskowej' byli akurat w samochodzie, ale na ulicach zatrzymal sie ruch, a ludzie byli mocno przerazeni tym, co nastapi. Ponoc najlepsze jest w takich sytuacjach gdy spadnie deszcz. Tym razem jednak nie spadl. Moj lot opoznil sie o blisko godzine, a przez nastepna w samolocie tak trzepalo... brrr... byly chwile, ze nie liczylam na wyladowanie w Sydney;) Dwa dni pozniej zadzwonily do mnie Julie i Nicole, ktore zostaly dluzej w Alice S. i mowily, ze 3 dni byly problemy z elektrycznoscia. Chyba opuscilam wiec Alice Sp. w odpowiednim czasie:)
Wieczor spedzilam juz mniej stresujaco z rodzina Osborne spacerujac po plazy w Sydney i podziwiajac panorame miaste z kafejki w dzielnicy zamieszkanej glownie przez Grekow.
Nastepnego dnia wybralismy sie w odlegle od Sydney o sto kilka km Blue Mountains. Swoja nazwe zawdzieczaja niebieskiej mgielce unoszacej sie nad nimi a powstajacej dzieki porastajacym je eukaliptusom. Glownym centrum Blue M. jest Katoomba (takie nasze Zakopane;)). W niej jest zlokalizowany Echo Point, z ktorego roztacza sie piekny widok na gory. Stad wyrusza sie tez na bardzo przyjemny szlak do podnoza '3 siostr' - 3 pokazne skaly, z ktorymi oczywiscie wiaze sie legenda. W Blue Mountains mozna znalezc wiele klifow, wodospadow, pieknych miejsc widokowych.
IMG_3426.jpg
Nie brak tu takze slicznych wiosek (ups! Australijczycy by sie obrazili, sa wyczuleni na tym punkcie;) - powinnam powiedziec miasteczek), np. Leura. Pelno w niej starych domow, przeniesionych zywcem z Anglii, sklepikow z przetworami domowymi, alkoholem, a przede wszystkim z antykami. Odwiedzilismy tu takze sklepo - restauracyjke, w ktorej mozna nie tylko obejrzec cudna porcelane, ale takze zobaczyc ponoc najwieksza na swiecie prywatna kolekcje czajniczkow do herbaty. Takie male cacuszka, ale ich ilosc jest imponujaca.
IMG_3553.jpg
Atmosfera i uroda Blue Mountains, a moze i to, ze moj powrot do PL coraz blizszy, sprawila, ze poraz pierwszy poczulam jak bardzo bede tesknic po powrocie do PL za AU...

Wysłane przez tereska 17:28 Komentarze (0)

Outback

O Aborygenach z Alice Springs juz pisalam, wiec moze teraz o innych wrazeniach. Alice Springs przywitalo mnie upalem, ale tego moglam sie spodziewac. Juz na lotnisku poznalam Angielke i Niemke i przez kilka kolejnych dni tworzylismy z nimi i 2 chlopakami z Niemiec fajna ekipe. W czwartek wybralismy sie zobaczyc zachod slonca nad Anzac Hill. To sztucznie stworzony jakby 'kopiec', z ktorego mozna ogladac panorame miasta i otaczajace je wzgorza. To wlasnie nad nimi zachod slonca jest warty zobaczenia.
W piatek przed 6-ta wyruszylismy w 24 osobowej grupie na nasz 3-dniowy trip w serce outbacku. Pierwsza sprawa, ktora absolutnie mnie zachwycila, to kolor ziemi - jest od brunatnej do wrecz czerwonej. Na niej tylko nieliczne, czesto wysuszone krzewy lub drzewa, niekiedy pasace sie krowy, bramy wjazdowe do odleglych farm... W palacym sloncu wyglada to wszystko jak z filmow o AU, ktore ogladalam w dziecinstwie.
Pierwszego dnia zobaczylismy Ayers Rock (Uluru). To najwiekszy monolit swiata, o kolorze od czerwonego do brunatnego, w zaleznosci od slonca i pory dnia, w ktorym sie go oglada. Stad tez taka popularnoscia ciesza sie miejsca, w ktorych mozna ogladac zachod slonca czy jego wschod nad Ayers Rock. Odbywaja sie w nich niczym pikniki, ludzie rozkladaja jedzenie, popijaja szampana. Moja ekipe niestety ominela przyjemnosc kolacji przy zachodzie slonca, bo 4 Azjatow, ktora podrozowala z nami zagubila sie gdzies w czasie 10 km wedrowki wokol Uluru. Kierowca musial wiec po nich wrocic, a my jako ostatnia ekipa czekalismy na nich w ciemnosciach, podziwiajac za to piekno rozgwiezdzonego nieba w poblizu Ayers Rock;) W czasie naszej wyprawy spalismy pod golym niebem, wiec okazji do tego nie brakowalo. A wyglada ono naprawde pieknie!!! Masa gwiazd, ktorej nigdy nie widzialam w PL. Kolacje jadalismy przy ognisku i wokol niego rozkladalismy tez nasze spiworki. Zwlaszcza 1-sza noc byla super, z dala od cywilizacji, ludzi, bez toalet i prysznicow;)
Obraz.jpg
Kolejne dni pozwolily nam przezyc wejcie na Ayers Rock - zwlaszcza jego 1-sza czesc robi wrazenie, gdyz zdaje sie byc niemal pionowa;)
IMG_3239.jpg
Lancuchy calkiem sie tu przydaja. Wspinajac sie na ten monolit wyzej mozna ujrzec obrazki niczym z ksiezyca, ludzie zdaja sie tacy malutcy, powierzchnia jest pelna roznych zaglebien, wzniesien, pofaldowana... Warto bylo to zobaczyc! Rownie ciekawa jest 8-mio km wedrowka po Kjata Tjuta (wiele glow) - miejscu bardzo waznym dla Aborygenow srodkowej AU. Jest to wiele skal w odcieniach brunatno - czerwonych, ktore swoim ksztaltem przypominaja glowy (moze zalezy komu;)). Chodzilismy posrod nich w samo poludnie, 35 stopni C, sciezki sa kamieniste, roslinnosc wysuszona (nie chce wiedziec jak te drzewa wygladaja latem), nasunelo mi sie wiec skojarzenie z Droga Krzyzowa. Jak dotarlismy do naszego busa, to wszyscy padali ze zmeczenia upalem.
IMG_3276_1_.pjpeg
Na szczescie Kings Canion odowiedzilismy juz przed 6-ta rano, a wedrowke po nim zakonczylismy przed 10ta. Oj, ciezko sie wstawalo przed 5-ta...;), ale ominelo nas za to najgorsze slonce. A sam Canion jest fantastyczny!
IMG_3361.jpg
Zbudowany z piaskowca, bialego w srodku, a pokrytego brunatno-czerwonym nalotem (hihihi, to dominujacy kolor w srodkowej AU;)). Mozna w nim oglada niesamowite formy jakie natury stworzyla z wyraznie zaznaczajacych sie warstw piaskowca. W dole jest tzw. Garden Eden, w ktorym mozna znalezc nie tylko wode (latem ponoc ludzie sie kapia) ale i zielone drzewa, rosliny...
IMG_3352.jpg

Wysłane przez tereska 17:53 Komentarze (0)

Jeszcze troche o Melbourne

Wracajac do Melbourne, to bedac tam wybralam sie w podroz w The Grampian Mountains - malownicze gory, polozone ok. 3.5 h jazdy od Melb. W skali AU to naprawde niedaleko;)
Picture_1238.jpg
Widoki tam sa rzeczywiscie piekne, tyle ze trafilam akurat na niespecjalna pogode - padalo, zimno, brrr... Gdy dotarlismy do najslynniejszego wodospadu Victorii rozpadalo sie na dobre, a droge powrotna pokonalam biegiem (dobrze, ze mam troche zaprawy, bo pod gorke byloby mi trudno;)), bo sypnelo gradem. Moj pierwszy grad w gorach i to w AU, hehehe Chyba nie musze pisac z jaka radoscia wrocilam do przytulnego domu moich hostow, ciepelka...
Nastepny dzien spedzilam juz w Melbourne. M.in. wyjechalam na 88 pietro wiezowca EUREKA. Wybudowano go jako symbol odkrytych w AU zloz zlota. Widok z niego zpiera dech! Zwlaszcza, gdy zobaczy sie jak malutkie sa samochodziki poruszajace sie po ulicach;) Uwaga! - odwazylam sie tez na wejcie do szklanego boxu, ktory wysuwa sie na 3 metry ze sciany wiezowca i mozna podziwiac Melbourne z kazdej strony - takze od dolu - a to dla mnie bylo najwiekszym wyzwaniem, z moim lekiem przestrzeni, ktory lubi sie niekiedy odezwac;) Ale warto bylo!
Picture_1250.jpg
Spotkalam sie tez 2 razy z gosciem, ktory chce wspolpracowac z moja firma. Z pochodzenia Polak. Hmm... chyba nikt z poznanych tu ludzi (a ich przekroj jest niemaly) nie zmeczyl mnie tak swoim towarzystwem. Az glupio mi to pisac! Gosc caly czas mowil o sobie, robieniu interesow, o majatkach ktore ludzie w AU zdobyli badz nie, o bankach, etc. Nawet do rozmowy nt. wspolpracy z moja firma musialam go niejako sprowokowac. Moge tylko powiedziec z jaka radoscia wrocilam do moich hostow i zjadlam kolacje z nimi, ich zieciem i zaprzyjazniona uczennica mojego hosta. To od niej dowiedzialam sie tez, ze moj gospodarz to jeden z najbardziej cenionych malarzy AU. Niesamowite jak przy tym skromny czlowiek! Jakby dla kontrastu, rozmawialismy o ludziach, naszym zyciu, podrozach, przezyciach...
Moj gospodarz byl zawstydzony jak chlopiec gdy pokazal mi swoja pracownie i powiedzialam mu jak bardzo podoba mi sie jeden z jego obrazow.
Poznalam tez historie ich ziecia. Jest z pochodzenia Tybetanczykiem. Jego rodzina uciekla do Indii, gdzie nadal jego mama i wiekszosc 9-ga rodzenstwa mieszka. Poznali sie z Nicole, gdy ona pracowala jako wolontariuszka przez 2.5 roku w Indiach. To byla zreszta jedna z jej wielu prac wolontariuszki - nauczycielki. Pracowala juz wsrod Aborygenow w polnocnej AU, w Japonii,... Dzieki jej pracy wsrod zamknietych dla przecietnego czlowieka wspolnot Aborygenow (trzeba miec specjalny permit aby do nich dotrzec), jej rodzice mieli okazje u nich goscic. Opowiedzieli mi o niesamowitych wrazeniach ze swojej podrozy, mialam okazje zobaczyc ich zdjecia. Pokazali mi jakby inny swiat Aborygenow. Ten ktory ogladam w Alice Springs jest bardzo smutny. Plataja sie po ulicach, sa brudni, zaniedbani, pija alkohol... Ciesze sie, ze dzieki moim hostom moglam zobaczyc inny swiat tych spolecznosci, ich kulture i obyczaje.
Ten ostatni dzien w Melbourne byl dla mnie przede wszystkim ciekawym doswiadczeniem jesli chodzi o ludzi, z ktorymi dane mi go bylo spedzic, jak rozni sa, jak odmienny jest ich stosunek do zycia, do innych...
Nie musze chyba pisac jak bardzo zal mi bylo rozstawac sie z goscinnymi ludzmi w Melbourne.

Wysłane przez tereska 16:03 Komentarze (2)

Juz w sercu Australii!

Tak jak sie spodziewalam i ogladalam na zdjeciach – Great Ocean Road robi na mnie wrazenie!
Picture_1117.jpg
Picture_1112.jpg
A 12 Apostolow, to jest cos najbardziej spektakularnego, co widzialam w zyciu!
Picture_1104.jpg
Picture_1091.jpg
Geoff odwiozl mnie rano na autobus i przestrzegal abym tylko usiadla po lewej stronie, bo wtedy bede miala najlepsze widoki. Na szczescie nie musialam sie rozpychac lokciami jak sugerowal;), bo kierowca zaprosil mnie na miejsce obok siebie. Dobrze, ze tu nie jezdza ‘po ludzku’;) Zeby bylo ciekawiej, to na 24 osoby, tylko 4 to Europejczycy, a pozostali to skosnoocy Azjaci. Klimat jest niezly, bo na wszystko reaguja swoim 'uuuu...'
Tego dnia odwiedzilismy tez las deszczowy z najstarszymi drzewami AU. Bardzo fajny, olbrzymie drzewa, paprocie... Troche dziko, tajemniczo... Aaaa, zapomnialam napisac, ze w AU, to w ogole wszystko jest ‘naj’... wieksze, starsze, ... Nawet widzialam pocztowke, na ktorej byla mapa AU cala zaznaczona punktami z czyms ‘naj’, hehehe Dobrze, ze poczucia humoru im nie brak;)
Wieczorem Geoff czeka na mnie w centrum Melborune i przechodzac ulicami rozmawiamy jak inne jest Sydney i Melbourne. W tym drugim mozna naprawde spotkac wiele bardzo ladnie ubranych ludzi. Widac, ze przywiazuje sie tu wage do mody. Jak mowi moj gospodarz - mieszkancy Sydney ubieraja sie bardziej ‘casual’.
W ogole Melbourne jest bardziej kulturalne, rozbawione, pelno tu ulicznych artystow. Jest uwazane za najbardziej europejskie z australijskich miast.
Dzis dotarlam do Alice Springs, ale w mojej relacji to jeszcze troche potrwa nim tu dolece;)

Wysłane przez tereska 00:33 Komentarze (1)

Pozdrowienia z Melbourne!:)

Zal bylo rozstawac sie z Tasmania, ktora zawsze bedzie bliska memu sercu;) Melbourne przywitalo mnie sloncem i cieplem. W swoim polarze czulam sie jakbym przyleciala z Syberii;) Pomimo obaw mojego gospodarza z Hobart, bez problemow dotarlam z lotniska na Southern Cross Station w Melbourne i odnalazlam wlasciwa linie (jest ich 17) i dotarlam na przedmiescia, gdzie mieszkaja moi kolejni gospodarze z HC. Czasem zdolna ze mnie dziewczynka;) - jak musze to sobie radze;)
Dom moich gospodarzy to prawie galeria. On jest malarzem i wyklada na czyms w rodzaju naszej ASP. Zjezdzili caly swiat, a ostatnio byli w Europie na rowerach. Maja 2 dzieci, z czego syn ozenil sie z Chinka a corka z Hindusem:) Wczoraj poznalam tych drugich. Baaardzo sympatyczni. Hindus jest buddysta i raczej z urody Nepalczykiem. Odwiedzilam tez wczoraj z moja gospodynia jej 91 letnia mame w domu starcow. Hmm... niby ladnie, zadbanie, ale jakos smutno mi bylo gdy patrzylam na to wszystko, na tych biednych ludzi, ktorzy juz od progu szukali naszego zainteresowania, chcieli sie pozalic... Nie wiem czy to jakas wrozba, ze kiedys sama do takiego trafie, ale to juz kolejny kraj, w ktorym trafiam w odwiedziny do domu starcow...
Dzis przed poludniem dotarlam do centrum i wlocze sie po Melbourne. Fajna atmosfera jest w tym miescie. Przypomina mi Krakow, imprezowo dosc, kulturalnie. Zaliczylam tez przejazdzke promem po rzece, do dokow.
Picture_922.jpg
Jutro Great Ocean Road!!! Juz sie na to ciesze:)

Wysłane przez tereska 00:33 Komentarze (5)

(Wpisy 1 - 5 z 11) Strona [1] 2 3 » Następny